niedziela, 11 października 2015

R2: Pudlo.




-Wstawaj, Sztamaku, masz pogawędkę z szefem. – głos Chucka szybko wytrącił go z i tak już płytkiego snu. Zmarszczył brwi i przewrócił się na drugą stronę.

-Jeszcze pięć minut…

-Żadne pięć minut, jak nie wstaniesz to dostaniesz klumpem w twarz. No już.

Ciemnowłosy prychnął pod nosem nie próbując choćby uchylić powiek.

-Wstaaawaj! Alby tu idzie!

-Mhmmm… - mruknął pod nosem.

-No, Świeżuchu, lepiej się budź, nie zamierzam czekać na ciebie do czasu, aż pożrą mnie Buldożercy. – ciemnoskóry chłopak stanął obok niego i skrzyżował ręce.

-No już wstaję. – westchnął zrezygnowany.

-Ty nam nie dałeś w nocy spać, więc nie licz na nasze miłosierdzie. Ruchy.

Thomas po chwili podniósł się z ‘łóżka’ i powędrował za chłopakiem nazwanym Albym z niewyspaną miną. Ciemnoskóry zaprowadził go pod drewniany budynek i kazał wspiąć się po małej drabince na pierwsze piętro.

-Na imię mi Alby i mamy kilka spraw do obgadania. Zrobimy to szybko, bo mam kilka rzeczy na głowie.

Thomas kiwnął głową na znak, że wszystko jest jak najbardziej zrozumiałe.

-Jesteśmy w tym klumpie razem, Świeżuchu, nic nie zdziałamy jak będziemy przeciw sobie. Nie możesz drzeć się po nocach, a już tym bardziej nie chcę, byś choćby zbliżał się do labiryntu.

-Właściwie to dlaczego? Co tam takiego jest?

-Napływ ciekawości? – alby uniósł brwi.

-Skoro przeraża was, że podszedłem do zamkniętych murów to chyba coś znaczy. Chcę wiedzieć dlaczego jest to takie zakazane.

-W labiryncie nie ma niczego, czego mógłbyś szukać. Są za to rzeczy, które chętnie znajdą ciebie. Nie wolno się tam zapuszczać, chyba, że chcesz szybko pozbawić się żywota. Mogą tam wchodzić tylko Zwiadowcy. Najlepsi z najlepszych.

-Słyszałem. – Thomas wzruszył ramionami. – Coś jeszcze?

-Tak. Jeszcze jeden taki numer i trafisz do ciapy na tydzień. Teraz dostałeś ostrzeżenie. To raz. A dwa – idziesz zaraz na zmywak do Patelniaka, nie lubimy darmozjadów. Jutro znajdziemy ci inne zajęcie, będziesz tak krążył aż znajdziesz coś dla siebie.

Thomas westchnął i z niechęcią pokiwał głową. Cóż, mogło być gorzej.

-To by było na tyle. Możesz iść.



◄▲►



Praca na zmywaku może i nie była szczytem marzeń, ale przynajmniej nie było zbyt ciężko. Chuck pracował obok niego, więc przynajmniej miał do kogo gębę otworzyć.

-Co to za dźwięk? – zapytał po kilkunastu minutach pracy krzywiąc się nieznacznie.

-Labirynt. – Chuck wzruszył ramionami. – Otwiera się.

Thomas kiwnął głową przypominając sobie, że przecież w nocy w murach nie było żadnej szczeliny. To było logiczne. Nie licząc tego w jaki sposób tak wielki labirynt mógł się sam otwierać i poruszać, ale wolał na tę chwilę o tym nie myśleć.

-Co tam robią Zwiadowcy?

-Szukają wyjścia. – Chuck wzruszył ramionami. – Próbują już od dwóch lat, a wciąż nic. Jednak wciąż się nie poddają.

-Newt jest Zwiadowcą?

-Nie. – Chuck kiwnął głową. – Był, ale w środku nie jest bezpiecznie. Widziałeś, że kuleje. Robi tu za zastępcę szefa, Alby’ego. On też nie jest zwiadowcą. Ale dzisiaj wchodzi z nimi, coś chyba znaleźli.

-Super. – Thomas się uśmiechnął. – Może nie zabawię tu zbyt długo.

-Nie rób sobie zbytniej nadziei, Sztamaku.

Ciemnowłosy wywrócił oczami. Trochę irytowały go te określenia, jednak wolał nie zwracać na nie uwagi. W końcu im się znudzą.

Pracowali do południa, a nic interesującego raczej się nie wydarzyło. Właśnie. Do południa.

Wtedy pojawił się ten dźwięk. Dziwny, przeszywający, znajomy.

Patelnia odszedł od kuchenki, Chuck odłożył naczynia, więc Thomas także to uczynił.

-Co się dzieje?

Wyszli z kuchni i udali się prosto do źródła hałasu – do Pudła.

-Co tu jest grane?

-Chyba przyjechał ktoś nowy. – odparł Chuck patrząc w stronę Pudła zdziwionym wzrokiem.

-I co w tym dziwnego? – Thomas zmarszczył brwi patrząc na Chucka zaskoczonym wzrokiem.

-To – odpowiedział mu Gally, który stał dwa kroki od niego.- że nigdy w tym samym miesiącu nie pojawiło się dwóch Njubi. A co dopiero dwa dni pod rząd.

Newt pojawił po chwili próbując przecisnąć się przez tłum gapiów. Wyglądał na równie zaskoczonego co reszta.

-Wszyscy dwa kroki w tył! – zarządził patrząc w stronę Pudła.

Usłuchali. Thomas zmarszczył brwi i zwrócił się do Chucka.

-O co tyle krzyku?

-A bo ja wiem? – chłopiec wzruszył ramionami. – Zawsze pojawiali się regularnie. Może ci, co nas tu przysłali zdali sobie sprawę, że jesteś jedną wielką porażką i przysłali kogoś lepszego, kto w nocy śpi.

-Bardzo, ale to bardzo zabawne, młody.

Dźwięk nagle się zmienił, Newt zmarszczył brwi, i podszedł bliżej Pudła,.

-Gally, pomóż mi. – powiedział stając po jednej stronie szybu, drugi chłopak podszedł do drugiej. Szpara dzieliła metalowe drzwi na środku, a po obu jej stronach znajdowały się niewielkie uchwyty. Kilka chwil i ‘sufit windy’ otworzył się na oścież, a Newt po chwili dał nura prosto w jej wnętrze.

-Ja pikolę. – wydukał blondwłosy chłopak przecierając oczy.

-Co jest, Newt? – Gally zmarszył brwi starając się zajrzeć do środka.

-Wszyscy do tyłu! – krzyknął blondyn – Dwa Świeżuchny dwa dni pod rząd i jeszcze to. – pokręcił głową. – Tommy, czy ty nie nawoływałeś w nocy imienia jakiejś dziewczyny?

Kilku chłopców się zaśmiało, ale Thomas tylko kiwnął głową. Pamiętał. Krzyczał imię Lydia.

-Chyba nie musisz jej szukać w labiryncie. Przysłali ci ją. Przysłali tu dziewczynę.

W jednej chwili rozległ się gwar, chłopcy przekrzykiwali się jeden po drugim.

-Dziewczyna?

-Pierwszy ją biorę!

-Jest moja!

Thomas zmarszczył brwi i podszedł bliżej Pudła. Na ten sam pomysł wpadło oczywiście kilkudziesięciu Streferów.

-Cofnąć się powiedziałem!

Nie posłuchał, musiał ją zobaczyć.

W środku leżała młoda dziewczyna, chuda, wysoka, blada, o ciemnych, a nawet prawie czarnych włosach. Zmarszczył brwi.

-To nie jest ona. – powiedział cofając się i kręcąc głową. – To nie jest Lydia. Nie wiem kto to jest, ale to na pewno nie jest Lydia.

-Świeżuch doprosił się dziewczyny i jeszcze wybrzydza.- prychnął Gally, który skoczył na dół pomóc Newtowi w wyciągnięciu jej ze środka Pudła.

-Ona chyba nie żyje. – powiedział cicho Newt, jednak to nie zmieniało faktu, że razem z Gallym podnieśli ją i przy pomocy lin zrzuconych przez kilku Streferów wyciągnęli ze środka windy.

Thomas cofnął się do reszty chłopców, którzy wciąż krzyczeli podnieceni.

-To nie koniec. – dodał Newt wskakując tam jeszcze raz i podnosząc małą karteczkę, która leżała w samym środku windy. Musiał ją zauważyć podnosząc dziewczynę. – Tu jest napisane: „Ona jest ostatnia. Kolejnych nie będzie.”.

Streferzy umilkli jak za dotknięciem magicznej różdżki. Newt nie zważając na to wyszedł z Pudła i podszedł do Gally’ego, który trzymał dziewczynę na rękach.

-Zanieś ją do Plastra, może coś jeszcze z niej będzie.

-Dlaczego Gally bierze ją pierwszy? – prychnął jeden z chłopców. – Powinniśmy o to zagrać.

Thomas zmarszczył brwi. Zabawianie się z nieprzytomną dziewczyną albo co gorsza z trupem jakoś nie szczególnie go nie podniecało.

-Jeżeli którykolwiek z was ją ruszy to po cudownej nocy następną spędzi na zabawach z Buldożercami. Będą bardziej chętni, zapewniam.

-Czym są Buldożercy? – zapytał uśmiechając się jednym kącikiem ust. Teraz musiał poznać odpowiedź.

- Wierz mi, Tommy, zabawa z nimi nie skończy się dla ciebie niczym dobrym.

I odszedł widocznie w nienajlepszym humorze. Thomas westchnął pod nosem. A już liczył na odpowiedź.

-Wracamy do pracy. – powiedział Chuck. – Musimy przygotować jedzenie.

Thomas kiwnął głową i ruszył za młodszym chłopakiem. Jednak głowę zaprzątała mu jedna myśl – skąd wiedział, że to nie jest ta dziewczyna? Cóż, to powinno być jasne. Tak jak był w windzie i czuł, że to właśnie nazywa się winda a nie termometr. Ale zatem jak wyglądała dziewczyna, której imię walało się w jego głowie?

Nie tak jak ta – pomyślał – To jedyne czego jestem pewny.




◄▲►



Po skończonej pracy i obiedzie Thomas zaczął rozglądać się za Newtem. Znalazł go stojącego przy drewnianym pniu nieopodal Zachodnich Wrót.

-Wiadomo co z nią? – zapytał stając obok blondyna.

-Zmieniłeś zdanie, to jednak ona?

-Nie. – Thomas pokręcił głową. – To nie ona. Ale jestem ciekawy.

Newt westchnął.

-Przeżyje. – kiwnął głową.

-Kiedy wraca Alby? Może przyniosą jakieś wieści?

-Powinni już wrócić. – Newt przymknął oczy. – Niedługo. Zdążą.

-A co jeśli..?

-Zdążą. – powiedział z przekonaniem. – Zdążą.

I ruszył w stronę wrót. Thomas poszedł w ślad za nim.

-Jeden dzień twojej obecności, Świeżuchu, a tu takie zmiany. Nie wiemy tylko czy na dobre czy na złe. – uśmiechnął się lekko.

- Technicznie nie jestem już Świeżuchem. – Thomas odwzajemnił uśmiech. – Ona jest ostatnia. Pozbawiła mnie tego tytułu. Jak mam się z tym pogodzić?

-Póki się nie obudzi pozostaniesz na tym stanowisku, zapewniam.

-Ta, jesteś szefem mojej prywatnej instytucji do spełniania życzeń.

Newt stanął przed wrotami labiryntu.

-Zaraz tu będą. – powiedział przygryzając wargę.

-Może po nich wyjść?

-Zapomnij, Świerzuchu. – kiwnął przecząco głową patrząc na spojrzenie Thomasa. – Ogay. Zapomnij, Tommy. To nie jest żadne wyjście.

-Wrócę na czas.

-ONI wrócą na czas. Bez twojej pomocy.

Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie coś mu przerwało. Znowu to samo.

Krzyk, głośniejszy niż przedtem, dochodzący z wnętrza labiryntu. Ten sam krzyk, który słyszał w nocy.

Przez chwilę wydawało mu się, że zwariował, że tylko on jeden to słyszy. Ale spojrzał na Twarz Newta, na której zobaczył tylko zaskoczenie i przerażenie.

-Co to, purwa, było?!

Nim zdążył dokończyć Thomas już zerwał się z miejsca biegnąc do środka. Nie potrafił tego nie zrobić, to był impuls, jego nogi same go tam wysyłałby nie słuchając głosu rozsądku. Nie potrafił tego wytłumaczyć. Coś w nim wiedziało, że musi ją znaleźć. Bez względu na konsekwencje.

-Tommy wracaj! – warknął blondyn, jednak chłopak go nie słuchał.

Dobiegł do końca jednej z uliczek, potem skręcił w lewo. Biegłby dalej, gdyby nie widok, który przed sobą zobaczył.

Był to Alby, nieprzytomny, ciągnięty po ziemi przez chłopaka, którego wcześniej nie widział. Chłopak miał ciemne włosy i skośne oczy, które teraz wykrzywiały się ze zmęczenia.

Thomas zatrzymał się i spojrzał wgląd labiryntu. Wiedział, że nie może ich zostawić.

-Co tu robisz, Królasie?! Uciekaj i to już!

-Wezmę go za nogi. – powiedział ignorując całkiem jego słowa i nie czekając na odpowiedź zrobił to, co zamierzał.

Azjata szybko zrozumiał sens jego czynu, niesienie ciemnoskórego w ten sposób było o wiele prostsze i szybsze, jednak drzwi już były w trakcie zamykania i choć przyspieszyli, przebierali nogami szybciej niż ktokolwiek śmiałby podejrzewać to wrota labiryntu zamknęły się przed nimi z głośnym hukiem.